Kończy się październik, więc pora na podsumowanie.
Przystąpiłam do Tagu ochoczo i z własnej nie przymuszonej woli. I o ironio losu, wcale łatwo mi nie było mu sprostać. A muszę tu nadmienić, że maseczkami okładam się sumiennie i regularnie od końcowych klas szkoły podstawowej (jestem ze starego 8-klasowego systemu ;) ).
Niestety w październiku mój standardowy program pielęgnacyjny został trochę zaburzony, a to przez pobyt w szpitalu, potem dość przymusowy wyjazd i upierdliwe choróbska dzieciaków.
Nie mniej bardzo się cieszę, że wzięłam udział w tym tagu. Przede wszystkim w poszukiwaniu ciekawych produktów przejrzałam własne zasoby i dokonałam mojego odkrycia, o którym było w poście wcześniejszym. Czytałam z uwagą recenzje i rekomendacje maseczkowe innych blogerek. Kilka produktów mam chęć wypróbować, zwłaszcza inne glinki, których jestem miłośniczką. Muszę też koniecznie zapoznać się z algami i odświeżyć umiejętność tworzenia maseczek domowych, szczególnie z jogurtem w roli głównej. Natomiast nikt mnie nie przekona do produktów typu peel-off - nie, po stokroć!
I na zakończenie październikowej akcji chciałam podzielić się przepisem na najprostszą maseczkę świata :) Może już go nawet znacie, gdyż ja zaczerpnęłam go od Czarszki -sposób na olej .
Ja do tego zabiegu używam mojego kochanego oleju makadamia (nie patrzcie na otłuszczoną etykietę).
I robię wszystko, jak pokazuje Czarszka: smaruję olejem lico wcześniej spryskane hydrolatem; trochę z tym siedzę, potem kładę tę nasączoną hydrolatem chusteczkę i usuwam nadmiar, ale taką cieniutką warstewkę sobie zostawiam. Ten zabieg organizuję sobie na noc, przed spaniem.
Nie zauważyłam np. zapychania, no i mam zamiar sięgnąć po inne oleje, np. arganowy, jojoba.
Wolę oleje w tej wersji niż np. słynne rybki Dermogal i zachęcam gorąco do spróbowania :)
Nie zauważyłam np. zapychania, no i mam zamiar sięgnąć po inne oleje, np. arganowy, jojoba.
Wolę oleje w tej wersji niż np. słynne rybki Dermogal i zachęcam gorąco do spróbowania :)
Pozdrawiam!